poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Dzień kury domowej

Ta czasem mam takie dni. Latam z piórkiem, sami wiecie gdzie. A i tak na koniec dnia przecieram oczy ze zmęczenia, pacze i... taaa przypominam sobie że mam trójkę uroczych dzieciaków. I to że zamiast usiąść i skończyć serwetkę, próbuję doprowadzić chawirę do stan-względnie-oględny, to poprostu jest czas na to żeby kości rozciągnąć pod kryptonimem sprzątanie, gotowanie.
Gimnastyka zaliczona.
Spacer po wsi też.
Jest potrzeba pozwiedzania okolic. Ale w towarzystwie, gdyż z naszym indywidualistą, chodzenie po uliczkach po których gnają miejscowi z sobie tylko dostosowaną prędkością autostradową, to nie na moje nerwy :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz